Mówią o sobie tak: po pierwsze jesteśmy kapłanami, po drugie kapłanami, po trzecie biznesmenami. Nie odwrotnie
Na przejście graniczne wjeżdża olbrzymia ciężarówka wyładowana po brzegi terakotą. Na jej widok celnicy łagodnieją, witając kierowcę niemalże z uniżonością. To rzadki widok. Wielki napis na plandece tłumaczy wszystko: Transport Międzynarodowy Parafia Najświętszej Marii Panny Królowej Polski w Głogowie. Jeszcze do niedawna ciężarówki ks Ryszarda Dobrołowicza regularnie kursowały do Niemiec i Austrii. Woziły, co się dało. O klientów nie było trudno, bo któż nie zaufa firmie prowadzonej przez księdza.
- Bywało, że ksiądz sam siadał za kółkiem i jechał do Niemiec. Dziś firma już nie funkcjonuje, bo cel, dla którego została stworzona został osiągnięty, kolegiata głogowska została odbudowana – mówi bliski współpracownik księdza Ryszarda Dobrołowicza, który w Głogowie był jednym z większych pracodawców. Za to wciąż działa i zarabia radio parafialne.
Reguła św. Benedykta
przeznaczona pierwotnie tylko dla zakonników, jest wskazówką dla współczesnych przedsiębiorców. Benedykt twierdził, że filarem ludzkiej aktywności i przedsiębiorczości jest dobra organizacja pracy. W regule wprowadził ścisły podział dnia, w którym osiem godzin przeznaczonych jest na pracę, wiele godzin na modlitwę i medytację oraz czytanie Pisma Świętego, a reszta czasu na odpoczynek. Uważał, że próżnowanie jest nieprzyjacielem duszy. Każdy zakonnik winien żyć z pracy rąk własnych, jak żyli apostołowie, czyli tworzyć dostatek na rzecz klasztoru oraz ludzi poza nim. Zakonnik leniwy, oddający się próżnowaniu albo pustym rozmowom jest nieużyteczny i przeszkadza innym.
Ksiądz Dobrołowicz nie jest jedynym księdzem, który oprócz brewiarza nosi przy sobie kalkulator. Minęły bowiem czasy, gdy symbolem plebani była kaprawa gospodyni i głuchy kościelny. Kościół patrzy coraz przychylniejszym okiem na kościelną działalność gospodarczą, dlatego wielu księży prowadzi całkiem dobrze prosperujące firmy.przeznaczona pierwotnie tylko dla zakonników, jest wskazówką dla współczesnych przedsiębiorców. Benedykt twierdził, że filarem ludzkiej aktywności i przedsiębiorczości jest dobra organizacja pracy. W regule wprowadził ścisły podział dnia, w którym osiem godzin przeznaczonych jest na pracę, wiele godzin na modlitwę i medytację oraz czytanie Pisma Świętego, a reszta czasu na odpoczynek. Uważał, że próżnowanie jest nieprzyjacielem duszy. Każdy zakonnik winien żyć z pracy rąk własnych, jak żyli apostołowie, czyli tworzyć dostatek na rzecz klasztoru oraz ludzi poza nim. Zakonnik leniwy, oddający się próżnowaniu albo pustym rozmowom jest nieużyteczny i przeszkadza innym.
Infirmeria ojca Grzegorza.
Produkty ojca Grzegorza Sroki, franciszkanina z klasztoru w Rychwałdzie koło Żywca można kupić w niejednej aptece. Pudełka z preparatami ziołowymi wyglądają niczym specyfiki zachodnich koncernów farmaceutycznych. Z jednym wyjątkiem, na każdym jest wizerunek ojca Sroki.- To było bodajże w 1965 roku. Kupiłem wtedy ziół za 30 zł i zrobiłem z nich trzy paczki, które sprzedałem za 110 zł. Od tego czasu nigdy już nie dopłacałem do leków, za to systematycznie zwiększałem asortyment – mówi ojciec Sroka.
78-letni zakonnik w białym fartuchu bardziej przypomina aptekarza niż duchownego. Co sobotę i niedzielę, zaraz po nabożeństwach siadał za ladą w swojej zielarni tuż przy sanktuarium maryjnym na wzgórzu i sprzedawał najróżniejsze specyfiki: na serce, na nerwy, na trawienie, ma prostatę , bóle kręgosłupa czy dolegliwości kobiece. Mieszanki ziołowe i krople.
Ojciec Grzegorz, niczym rasowy przedsiębiorca, zdywersyfikował biznes. Niedawno otworzył dwie groty skalne. Groty mają formę fragmentu chodnika kopalni soli z Bochni.
- Sól sprowadziłem z Kłodawy i Bochni. W środku jest niepowtarzalny mikroklimat, jakby się było 150 metrów pod ziemią. Jedna godzina w grocie to tyle, co trzy dni nad morzem - zachwala ojciec Grzegorz. Wyliczył, że inwestycja zwróci się najwcześniej za trzy lata. Potem zbuduje się mały hotelik i zorganizuje turnusy zdrowotne. A potem…
Niestety, cztery miesiące po naszej rozmowie ojciec Grzegorz zmarł. Klasztor jednak będzie kontynuować jego dzieło.
- Kościelne osoby prawne noga powołać swój zakład gospodarczy. Na tej zasadzie funkcjonuje wiele przyklasztornych wydawnictw kościelnych, przedszkoli i wiele innych firm. Nie wiadomo jednak ile ich jest w skali kraju. Niektóre, jak chociażby gospodarstwo przy Klasztorze Cystersów w Szczyrzycu finansuje inwestycje z funduszy unijnych – twierdzi ks Grzegorz Piątek z Duszpasterstwa Przedsiębiorców i Pracodawców, prowadzonego przez Zakon Księży Sercanów, który sam prowadził kiedyś kościelną firmę.
Zakon Braci Mniejszych Kapucynów z Krakowa specjalizuje się w ziołach. Ich sztandarowym produktem jest Balsam Kapucyński. Dla jego produkcji, bracia otworzyli własną firmę „kościelny zakład wytwórczy i handlowy Manufaktura Kapucyńska w Krakowie”. Preparat produkują na terenie klasztoru pilnie strzegąc jego receptury. Nam zdradzili jedynie kilka składników: kłącze rzewienia, kora buszyny, korzeń arcydzięgła i miód. Balsam sprzedają za pośrednictwem klasztorów kapucyńskich w całym kraju.
Bracia zakonni prowadzą też kilka własnych klinik, szpitali i aptek. Niektóre z nich podpisały umowy z NFZ. W tej „branży” dominują Bonifratrzy. W najstarszym ze szpitali ( działającym od 400 lat), w Krakowie, wykonywane są zarówno analizy laboratoryjne jak i skomplikowane operacje. W Warszawie, Bonifratrzy prowadzą własną poradnię ziołoleczniczą oraz aptekę ziołową.
Parafia płaci
Nie wszyscy proboszczowie zarabiają, ale każda parafia musi płacić swoiste „kościelne” podatki. Jest ich sporo: opłata ryczałtowa na seminaria, opłata ryczałtowa dla biskupa, świętopietrze, na rozwój nauki (KUL i PAT), na rozwój chrześcijaństwa w krajach III świata, Dar Życia (walka o obronę nienarodzonych), Na potrzeby archidiecezji na Boży grób w Jerozolimie. Wysokość opłat jest zróżnicowana w zależności od parafii.
Z kolei Benedyktyni z klasztoru w Lubiniu zarabiają i to nie mało na szkółce roślin ozdobnych. „Klasztorne” sadzonki i krzewy znajdują chętnych nie tylko, dlatego że czuć w nich „palec boży”. Są po prostu piękne. I tańsze niż u konkurencji. Klasztor Kamedułów w Bieniszewie koło Konina od 400 lat para się pszczelarstwem. Bracia zakonni hodują pszczoły i sprzedają miód według własnej receptury. Nie wszyscy proboszczowie zarabiają, ale każda parafia musi płacić swoiste „kościelne” podatki. Jest ich sporo: opłata ryczałtowa na seminaria, opłata ryczałtowa dla biskupa, świętopietrze, na rozwój nauki (KUL i PAT), na rozwój chrześcijaństwa w krajach III świata, Dar Życia (walka o obronę nienarodzonych), Na potrzeby archidiecezji na Boży grób w Jerozolimie. Wysokość opłat jest zróżnicowana w zależności od parafii.
Niektórych wiernych oburza biznesowa działalność księży. Niesłusznie. Już św. Benedykt z Nursji, założyciel klasztoru na Monte Cassino i zakonu benedyktynów zachęcał: módlcie się i pracujcie. Również abp Józef Michalik, przekonywał, że "...Ubóstwo nasze, ludzi Kościoła, ta ewangelizacja nie ruszy z miejsca...". Prałat Jan Huryn, jest tego żywym przykładem.
Na wyrost
Większość księży raczej niechętnie mówi o swoich biznesowych dokonaniach. Ze skromności. Bo nie robią tego dla siebie, lecz dla dobra swojej parafii, wiernych, braci klasztornych czy po prostu – ewangelizacji. Bo prawda jest taka: gdyby nie spryt i biznesowa żyłka wielu z nich, ewangelizację musieliby prowadzić w szałasie przy świecach. Gdyby nie charyzma księdza prałata Jana Huryna, zapewne długo jeszcze wierni na Chomiczówce czekaliby na swój kościół. Ksiądz Huryn zbudował go w czasach głębokiego PRL-u nie mając nic oprócz błogosławieństwa biskupa i hektara ziemi na Chomiczówce. W sześć lat postawił jeden z największych kościołów w Warszawie, który w dodatku zarabia na swoje utrzymanie. Jak tego dokonał? Historia dobra na film.- Wtedy, na początku lat 80-tych, ze wszystkim były problemy, dlatego wygrywał ten, kto był sprytny. Na budowę kościoła ówczesne władze nie znalazłyby grama cementu, ale na budowę drogi nawet kilka ton. Powołaliśmy, więc Komitet Budowy Drogi, dzięki któremu zdobyliśmy przydział na cement. Droga oczywiście nigdy nie powstała – mówi jeden z współpracowników proboszcza.
Ale nie każdy z księży-przedsiębiorców jest na tyle sprytny. Co więcej, większość z nich jest są zbyt łatwowierna, wręcz naiwna. Przynajmniej na początku.
- Z własnego doświadczenia wiem, że księża przedsiębiorcy często są zbyt litiosciwi dla partnerów. Na początku, gdy kilka razy się na tej mojej litości sparzyłem i później byłem bardziej wstrzemięźliwy. Może potrzebujemy innych wzorców niż zwykły biznes. Mówi się o proboszczach przyjazdncyh środowisku, to może powinien to być biznesmen z ludzką twarzą – zastanawia się ks Grzegorz Piątek.
Zdarza się jednak, ze niektórzy proboszczowie opacznie pojmują dewizę „ora et labora”. Choćby ci, którzy godzą się na reklamę firm w kościołach. Zdarza się, i to coraz częściej, że pod koniec mszy ksiądz zachęca do modlitwy za zmarłych pochowanych przez tę czy inną firmę pogrzebową.
| MB, JK |
#end.
przecież tak naprawdę to klasztory i parafie są prawdziwymi fabrykami religijnych produktów które sprzedają się jak ciepłe bułeczki .
OdpowiedzUsuńCo jak co ale socjotechnikę,propagandę umieją przekuć w dobry wynik finansowy!