Management, business, reklama czy finanse stały się w XX wieku dziedzinami nauki. O tym jak podejmować trafne decyzje uczą się już studenci na wykładach z zarządzania. Studia managerskie są jednymi z najbardziej obleganych i najdroższych. Tymczasem większość tego co można było wymyślić w tych dziedzinach już wymyślono i to tysiące lat przed pojawieniem się dyplomu MBA.


Już 2000 lat temu, starożytni Egipcjanie budując słynne piramidy w Giza wprowadzili podział pracy na faktorie. Każda z nich zajmowała się produkcją bądź montażem określonych elementów budowli. Od tego czasu, podstawy organizacji produkcji tylko w niewielkim stopniu uległa zmianie na lepsze.

W 1070 roku dwa miasta włoskie - Wenecja i Genua, zawarły umowę na wspólne organizowanie przewozu pielgrzymów drogą morską do Ziemi Świętej. Wówczas nie nazywało się to jeszcze joint ventures.


Inkowie już w XV wieku mieli świadomość, że właściwa komunikacja i logistyka stanowią kluczowy element dużej, rozwijającej się organizacji. Świadczy o tym chociażby stworzona przez nich sieć centrów administracyjnych i magazynów żywności oraz tysiące kilometrów dróg.


Utworzenie w 1540 roku przez Ignatiusa de Loyola Stowarzyszenia Jezusowego znanego jako zakon Jezuitów zapoczątkowało być może dzisiejszą organizację pracy zespołowej w ramach przedsiębiorstwa. W przeciwieństwie do istniejących zakonów, u Jezuitów główny nacisk kładziono na pracę a nie kontemplację. Każdy zakonnik odpowiedzialny był za swój obszar obowiązków i z ich realizacji był rozliczany. Dzięki temu, Jezuici byli najprężniej rozwijającym się zakonem i zarazem jednym z najbogatszych.

Starożytna reklama
Reklama dla większości z nas kojarzy się z wiekiem XX - prasowymi anonsami, bilboardami, telewizyjnymi spotami, radiowymi jinglami czy sponsoringiem. Tymczasem mało kto wie, że "wpływy z reklamy" zasilały kiesy już starożytnych. 


Już trzy tysiące lat temu, Babilończycy wprowadzili prawdopodobnie pierwsze formy reklamy wizualnej- oznaczenia sklepów oraz "audiowizualnej" - wynajęte osoby, które chodząc ulicami miasta zachwalały ofertę sklepu. To również Babilończycy a nie Coca-Cola, wymyślili "sponsoring" - król umieszczał na ufundowanej przez siebie świątyni informacje o tym fakcie, licząc na sympatie poddanych i długi żywot. O prawdziwych urokach sponsoringu przekonała się jednak dopiero królowa Hiszpanii, Izabela wykładając pieniądze na wyprawę Krzysztofa Kolumba do Nowego Świata w 1492 roku.
Również tekst słynnego Kamienia z Rosetty (196 B.C) może być postrzegany jako rodzaj reklamy, wychwalającej cnoty rodu Ptolemeuszy. Jeden z jej członków jest "reklamowany" jako "słońce słońc, ojciec księżyca, opiekun ludzkiej szczęśliwości...".

Nawet przekonanie że "mobile" reklamowe są wymysłem naszych czasów jest błędne. Pierwsze pojawiły się bowiem już w starożytności wraz z komiwojażerami, którzy często umieszczali na swoich wozach napisy informujące o towarach, które oferują, bądź zachęcających do ich kupna. 


Kto wie czy za pierwszą w dziejach branży reklamę outdoor nie należałoby uznać kartki papieru przybitej w XV wieku na drzwiach kościoła w Bradford i zachęcającej do nabycia książki. Jeżeli jeszcze okazałoby się że sprzedaje ja sam proboszcz, wówczas stwierdzenie, iż reklamę outdoor zawdzięczamy kościołowi miałoby uzasadnienie.


Największy spryciarz wszechczasów
Z pewnością za najsprytniejszego "businessmana" wszechczasów może uchodzić władca Lidii - Krezus. To on zarobił największe pieniądze na... wynalezieniu pieniądza. Po dziś dzień, Krezus to synonim człowieka obrzydliwie zamożnego. To on właśnie wpadł na pomysł zastąpienia tradycyjnego wówczas pieniądza jakim były metalowe figurki, narzędzia, suszone ryby i morskie muszle ich metalowym odpowiednikiem ( dokładnie zaś w elektronie - stopie srebra i złota). Pierwsze monety z jego wizerunkiem pojawiły się około roku 640 BC. Ten prosty i praktyczny skądinąd zabieg pociągnął za sobą lawinę następstw które dzisiaj znamy pod pojęciem chociażby " komercjalizacji życia", sklepów detalicznych, bankiera, "terminowego kontraktu walutowego", giro czy nawet profesji "koników". Ale po kolei. Zanim pojawił się pieniądz istniały już bowiem banki.


Na długo przed "wynalazkiem" Krezusa dwa-trzy tysiące lat przed narodzinami Chrystusa powstały w Mezopotamii zręby bankowości. Funkcje "banków" pełniły wówczas babilońskie świątynie, w których składanymi "depozytami" było najczęściej: zboże, bydło, narzędzia rolnicze, szlachetne metale. To było wówczas najcenniejszym towarem, walutą.

Pojawienie się monet wpłynęło nie tylko na rozwój produkcji mieszków, lecz również handlu detalicznego. Wraz z nimi, przy głównych ulicach lidyjskich miast, zaczęły powstawać również pierwsze "stacjonarne" sklepy detaliczne - znane po dziś dzień, choć w zmienionej formie. Ich właściciele nie musieli już pałętać się po bezdrożach Bliskiego Wschodu, aby sprzedać swój towar - zarabiali nie ruszając się z miejsca. Kupcy sami dostarczali im towar. I tak powstawały pierwsze fortuny i ... pierwsze sieci sklepów detalicznych. Pojawiło się również zjawisko, dobrze znane po dziś dzień a zauważone już przez starożytnego historyka i kronikarza - Herodota noszące nazwę "komercjalizacji życia". Herodot, pisząc o Lidyjczykach krytykował ich za niespotykane u innych uwielbienie dla posiadania rzeczy doczesnych, przeliczanie wszystkiego na pieniądze - za komercjalizm właśnie. Potem pisał tak samo o Grekach czy Persach, aż w końcu dał sobie spokój bo o pieniądzu mówił już każdy od króla po pastucha.

Co było pierwsze: "konik" czy bank?
Co najmniej 200 lat przed powstaniem pierwszego banku z prawdziwego zdarzenia istniało już cenione przez nas po dziś dzień źródło obcej waluty - kantory. Ba, nawet profesja określana terminem "konik" czy "cinkciarz" jest znacznie starsza niż "bankier". W zasadzie, to starożytny "konik" jest protoplastą dzisiejszego bankiera i kto wie czy bez dawnych "sałaciarzy" mielibyśmy dzisiejszych bankowców.

Ojczyzną kantorów i "koników" jest Grecja. Ponieważ niemal każde większe miasto greckie biło swoją walutę, na rynku była taka masa przeróżnych monet różniących się od siebie wartością ( rodzajem bądź zawartością drogocennego kruszcu) że tylko ktoś z głową na karku mógł się podjąć wymiany waluty jednego miasta na pieniądz innego. W rzeczy samej, było co wymieniać. Fachem tym zajęli się protoplasci dzisiejszych "koników" - trapezitai. Określano ich tak od nazwy rozkładanych stolików w kształcie trapezu, na których dokonywali transakcji. Trapezitai zawsze było pełno przy świątyniach, na publicznych placach i w portach. Z czasem stali się istną plagą i to nie tylko w samej Grecji. To właśnie ich Chrystus przegonił ze świątyni w Jerozolimie (Mateusz 21.12). Co ciekawe, mianem trapezitai określano nie tylko tych, którzy parali się samą wymianą walut, lecz również wszystkich, którzy oferowali usługi znacznie bardzie związane z dzisiejszą bankowością jak chociażby: udzielanie pożyczek, kredytów czy finansowanie wielu dochodowych przedsięwzięć. Jak na przykład krucjaty do Ziemi Świętej.


Podatkowa udręka
O ile Grecy bardzo starali się, aby pieniądze cieszyły, o tyle Rzymianie są autorami naszej podatkowej udręki. To właśnie im zawdzięczamy całą masę znanych do dzisiaj podatków, w tym na przykład podatek obrotowy. Zresztą, starożytni Rzymianie mieli do finansów stosunek dość prostacki - liczyła się głównie gotówka - żadnego giro, gwarancji bankowych czy transakcji bezgotówkowych. Efekt był taki, że to właśnie oni doprowadzili starożytną "bankowość" do upadku. I nic nie zmieni faktu, że sam termin moneta, pochodzi od imienia rzymskiej bogini Juno Moneta której świątynia pełniła w ówczesnym Rzymie funkcję mennicy.


 
Top