Świeżutko z Piongjangu: Korea PN namawia ambasady obcych krajów do opuszczenia stolicy.
OK: wierchuszka reżimu zrozumiała, że nie ma nic do stracenia i zdecydowała się jednak na wojnę. „Przegramy, ale może coś ze zwycięzcami utargujemy, a poza tym zmusimy Pekin i Moskwę do opowiedzenia się po naszej stronie, inaczej Stany Zjednoczone zyskają na Północnym strategiczną przewagę na dziesięciolecia”…
To tylko jedno z możliwych wyjaśnień szaleńczego z pozoru zachowania Kim Dzong Una i jego kliki.
Drugie, to że badają jak daleko mogą przeciągnąć strunę. „daleko, bo wiadomo”: syci nie znoszą walczyć; mają zbyt wiele do stracenia”…
Czy jest jeszcze coś, czym mogą postraszyć Zachód? Bo chyba owej struny nie da się już dalej naciągać… Oto kronika kilku ostatnich dni:
WTOREK
Północ wznowiła prace w zamkniętym przed kilku laty reaktorze nuklearnym w Yongbyion. Za jego zamknięcie dostała wówczas 2 miliardy dolarów, a ONZ zniósł nałożone nań sankcje.
Ostatnie dwa dni to zdjęcia. Na pierwszym widać inteligentnego lidera, Kim Dzong Una omawiającego z PN koreańską generalicją plany ataku na bazy wojskowe Stanów Zjednoczonych. Przed sobą inteligentny lider ma laptopa produkcji firmy Apple. Za plecami ma mapę, na której można było odczytać: Użyjemy 40 łodzi podwodnych, 13 okrętów desantowych, sześciu trałowców, 27 statków pomocniczych, 1852 samolotów. Są jeszcze inne dane, ale zakrywają je głowy oficerów z PN Korei.
A propos oficerów: to nie jest łatwy zawód w Korei PN. W każdym razie trzeba mieć zdrowy kręgosłup, by wytrzymać ten ciężar. No i mocne szelki, zważywszy, że cześć medali trzeba przypinać do spodni… A mówi się, że operetki wychodzą z mody.
Na razie dzielni wojacy PN Koreańscy marnują amunicję na strzelanie do kartonowych żołnierzy w nieco przestarzałych hełmach z napisem USA. Ale południowokoreańskie gazety piszą o wzburzeniu wśród żołnierzy Połnocy; podobno w koszarach zaczyna brakować żywności. W każdym razie, Stany Zjednoczone nie odnotowały oznak mobilizacji w Korei PN, choć na wszelki wypadek wysłały w okolice kolejny okręt wojenny Fitzgerald wyposażony w system obrony antyrakietowej Aegis, oraz niewykrywalne przez radary myśliwce F-22.
Rzecznik japońskiego rządu Yoshihide Suga powiedział, że „północnokoreańskiej prowokacji nie można tak po prostu wybaczyć”. Natomiast Pekin wezwał do „wspólnych wysiłków” na rzecz zmniejszenia napięcia na Półwyspie Koreańskim, co jest o tyle irytujące, że bez wsparcia Chin reżim w Phenianie już dawno by nie istniał. Jeżeli już kogoś do czegoś wzywać, to jednak Phenian do skończenia z prowokacjami.
Tymczasem jedynie słuszny reżim zorganizował masowe wiece poparcia dla swojego lidera, na tyle inteligentnego, że umie obsługiwać Maca i pokazywać tajne mapy wojskowe ze swoim arsenałem.
Mianował także nowego premiera, mr. Pak Pong-dżu. Znaczy ten nowy premier nie jest zupełnie nowy, bo ma pod osiemdziesiątkę i już raz był wyrzucony ze stanowiska premiera za niezrealizowanie nakreślonych przez jedynie słuszną partię planów. Ale jest protegowanym potężnego wuja Kim Dzong Una, prawdziwego przywódcy Korei Północnej, szefa armii Dżang Song-Thaeka, a zwłaszcza równie wpływowej ciotki Kima. Ruch ten postrzegany jest jako próba wzmocnienia władzy klanu rodzinnego Kimów, rządzącego Koreą Północną już od 70 lat.
ŚRODA
No cóż: jak ktoś na złość babci chce odmrozić sobie uszy, to nic go nie powstrzyma. Korea PN zamknęła właśnie przejście do Kaesong, południowokoreańskiej enklawy przemysłowej na swoim terytorium. Obok leży drugie, co do wielkości, 300-tysięczne miasto Korei PN.
To praktycznie jedyne źródło dewiz dla reżimu i jednocześnie źródło utrzymania dla 50 tysięcy rodzin z wygłodzonej Północy, więc zamknięcie Kaesong w niewielkim stopniu zaszkodzi Południu, a za to mocno uderzy w Północ.
Że Kim Dzong Un nie wpuszcza pracowników PD koreańskich do Kaesong, to pół biedy, gorzej, że może nie chcieć wypuszczać tych, którzy już tam przebywają, a jest ich 861.
Seul jest tym faktem zaalarmowany. Jak niedawno powiedział PD koreański MO Kim Kwan-Dżin, Południe rozważa wszystkie opcje, włącznie z wojskową, by zagwarantować bezpieczeństwo swoich obywateli, przebywających na Północy. Tymczasem agencja Jonghap pisze, że zablokowanym w Kaeson Koreańczykom z Południa może wkrótce zabraknąć jedzenia, którego na Północy najzwyczajniej brak.
Co na to Stany Zjednoczone? Przyjmując Yun Byiunga Se, ministra Spraw Zagranicznych Seulu, amerykański sekretarz stanu John Kerry zapewnił, że „USA będą bronić swego południowokoreańskiego sojusznika przed Koreą Północną”.
Kerry potępił jako prowokacyjną i niebezpieczną retorykę Phenianu i wezwał tamtejsze władze do negocjacji w sprawie programu nuklearnego. „Stany Zjednoczone nie pozwolą, by Północna Korea dysponowała bronią nuklearną” – powiedział.
Dla wzmocnienia efektu swoich słów, Kerry i Hagel skierowali na wody Morza Wschodniochińskiego drugi okręt wojenny z systemem antyrakietowym Aegis.
CZWARTEK
Wypowiadamy zawieszenie broni. Ogłaszamy stan wojny, mobilizujemy wojska rakietowe, wojskom rakietowym wydano już ostateczny rozkaz dokonania ataku nuklearnego na Stany Zjednoczone… Czym może jeszcze postraszyć Korea Północna? Wydaje się, że walczy rozpaczliwie o to, by ktoś zechciał ją potraktować poważnie, że zechce z nią pertraktować, że zechce ja znów dofinansować, ale szanse, że ktoś potraktuje poważnie ten operetkowy reżim są niewielkie. Proszę w każdym razie napatrzeć się na Kim Dzong Una i jego klikę: być może są to już jedne z ostatnich fotek jakie mu zrobiono. Jeśli zdecyduje się spełnić swoje groźby, to raczej długo nie pociągną…
Ale ponieważ reżim, choć operetkowy, posiada broń atomową, no to trzeba się przygotować na każdą ewentualność. Pod 38 równoleżnikiem istnieje ok. 70 tuneli, niektóre bardzo głębokie, niektóre tak szerokie, że mogą się w nich zmieścić czołgi. Korea PD przyznaje, że nie ma pewności, czy wie o wszystkich. W 1950 r., podczas inwazji, 20 tysięcy żołnierzy północnokoreańskich wyszło takim tunelem z kanałów w samym środku Seulu. A jeśli teraz, w którymś z nich, Kim & co. umieścili bombkę atomową (uranową, by rzec dokładniej)? Np. pod 11-milionowym Seulem? Albo, jeszcze lepiej: nie jedną, ale dwie, albo trzy? W Seulu i okolicy mieszka wszak prawie połowa ludności Korei Południowej…
Bo, jeśli chodzi o rakiety, to te średniego zasięgu, głównie te, oparte jeszcze na technologii V2 von Brauna, to te nie będą w stanie przenieść głowicy nuklearnej. Mogłyby tylko Taepodong 1 i 2, ale Pjongjang nie ma jeszcze technologii, zdolnej spuścić Taepodong z kosmosu na ziemię z jaką-taką precyzją… Więc jeśli użyją bomby, to w pobliżu swoich granic…
Bomba, choć prymitywna, choć uranowa, kiedy wybuchnie, może narobić nieobliczalnych szkód. Dlatego amerykański sekretarz obrony Chuck Hagel nakazał ściągnąć w okolice okręty z systemami antyrakietowymi Aegis i ustawić zestrzeliwacze rakiet systemu THAAD na wyspie Guam.
Chiny i Rosja mówią o sytuacji wybuchowej i apelują do stron konfliktu o umiarkowanie. Tak, jakby był jakiś konflikt i jakby były jakieś strony. Jest tylko kompletnie pokręcony, paranoiczny i nieobliczalny reżim w Phenianie. I w wielu światowych stolicach można odnotować oznaki zagniewania i zniecierpliwienia: „zróbmy z tym wreszcie porządek, bo egzotyka egzotyką, ale wszystko ma swoje granice” – mówi się nieoficjalnie w gabinetach rządowych i w mediach.
Chwilowo jednak Korea PN zezwoliła 861 pracownikom i menedżerom z Południa, na opuszczenie Południowokoreańskiej enklawy przemysłowej w Kaesong. Na powrót do domów zdecydowało się jednak tylko36 osób, co oznacza, że fabryki w nie przerwały pracy. Powracający twierdzą, że choć widać oznaki napięcia, to jednak im samym nikt nie robił żadnych przykrości.
Phenian zagroził jednak definitywnym zamknięciem fabryk w Kaesong do 10 kwietnia, jeśli Południe nie przestanie obrażać Korei PN.
PIĄTEK
Korea północna przesunęła rakiety średniego zasięgu do swoich wschodnich wybrzeży – poinformował minister Obrony Korei PD Kim Kwan-dżin. Ale jednocześnie minimalizował niebezpieczeństwa z tego wynikające. „Jesteśmy przygotowani na wszystkie okoliczności” – zapewniał. Rzeczywiście – w całym regionie obecne są amerykańskie baterie rakiet przechwytujących, od patriotów do THAAD.
Phenian tymczasem ponowił swoją groźbę ataku nuklearnego na bazy wojskowe Stanów Zjednoczonych na Wschodzie. W nocy ze środy na czwartek sztab generalny armii Korei Płn. wydał komunikat, w którym oświadczył że „ostatecznie zbadano i zatwierdzono” atak na USA, z potencjalnym użyciem broni nuklearnej. Rzecznik sztabu dodał, że wojna „może wybuchnąć dziś lub jutro”. Dziś mamy piątek i wojna jeszcze nie wybuchła.
Wygląda na to, że perspektywą wojny przejmuje się cały świat z wyjątkiem Koreańczyków z Południa. Na granicy między dwoma Koreami niezmiennie pojawiają się turyści, by z daleka obserwować terytorium Korei Północnej. Życie w Seulu i innych miastach toczy się normalnie, nie widać śladów przygotowań do wojny.
Choć jest jeden Koreańczyk, który groźby Phenianu traktuje poważnie. Nazywa się Ban Ki Moon i jest sekretarzem generalnym ONZ. Podczas konferencji prasowej w Madrycie, powiedział:
„Groźby nuklearne to nie jest gra, to bardzo poważna sprawa. Uważam, że Koreańczycy z Północy zaszli w swej retoryce za daleko i jestem zaniepokojony faktem, że wszystkie błędy w ocenie tej sytuacji mogą spowodować kryzys o bardzo poważnych konsekwencjach”.
Otóż to: niech ktoś w okolicy kichnie w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim momencie i cały ten arsenał wyleci w powietrze. Z kilkoma milionami ludzi… Wojna z lat 1950–1953 spowodowała 4 miliony ofiar. Ile spowoduje ta?
Jacek Pałasiński, Studio Opinii.
To tylko jedno z możliwych wyjaśnień szaleńczego z pozoru zachowania Kim Dzong Una i jego kliki.
Drugie, to że badają jak daleko mogą przeciągnąć strunę. „daleko, bo wiadomo”: syci nie znoszą walczyć; mają zbyt wiele do stracenia”…
Czy jest jeszcze coś, czym mogą postraszyć Zachód? Bo chyba owej struny nie da się już dalej naciągać… Oto kronika kilku ostatnich dni:
WTOREK
Północ wznowiła prace w zamkniętym przed kilku laty reaktorze nuklearnym w Yongbyion. Za jego zamknięcie dostała wówczas 2 miliardy dolarów, a ONZ zniósł nałożone nań sankcje.
Ostatnie dwa dni to zdjęcia. Na pierwszym widać inteligentnego lidera, Kim Dzong Una omawiającego z PN koreańską generalicją plany ataku na bazy wojskowe Stanów Zjednoczonych. Przed sobą inteligentny lider ma laptopa produkcji firmy Apple. Za plecami ma mapę, na której można było odczytać: Użyjemy 40 łodzi podwodnych, 13 okrętów desantowych, sześciu trałowców, 27 statków pomocniczych, 1852 samolotów. Są jeszcze inne dane, ale zakrywają je głowy oficerów z PN Korei.
A propos oficerów: to nie jest łatwy zawód w Korei PN. W każdym razie trzeba mieć zdrowy kręgosłup, by wytrzymać ten ciężar. No i mocne szelki, zważywszy, że cześć medali trzeba przypinać do spodni… A mówi się, że operetki wychodzą z mody.
Na razie dzielni wojacy PN Koreańscy marnują amunicję na strzelanie do kartonowych żołnierzy w nieco przestarzałych hełmach z napisem USA. Ale południowokoreańskie gazety piszą o wzburzeniu wśród żołnierzy Połnocy; podobno w koszarach zaczyna brakować żywności. W każdym razie, Stany Zjednoczone nie odnotowały oznak mobilizacji w Korei PN, choć na wszelki wypadek wysłały w okolice kolejny okręt wojenny Fitzgerald wyposażony w system obrony antyrakietowej Aegis, oraz niewykrywalne przez radary myśliwce F-22.
Rzecznik japońskiego rządu Yoshihide Suga powiedział, że „północnokoreańskiej prowokacji nie można tak po prostu wybaczyć”. Natomiast Pekin wezwał do „wspólnych wysiłków” na rzecz zmniejszenia napięcia na Półwyspie Koreańskim, co jest o tyle irytujące, że bez wsparcia Chin reżim w Phenianie już dawno by nie istniał. Jeżeli już kogoś do czegoś wzywać, to jednak Phenian do skończenia z prowokacjami.
Tymczasem jedynie słuszny reżim zorganizował masowe wiece poparcia dla swojego lidera, na tyle inteligentnego, że umie obsługiwać Maca i pokazywać tajne mapy wojskowe ze swoim arsenałem.
Mianował także nowego premiera, mr. Pak Pong-dżu. Znaczy ten nowy premier nie jest zupełnie nowy, bo ma pod osiemdziesiątkę i już raz był wyrzucony ze stanowiska premiera za niezrealizowanie nakreślonych przez jedynie słuszną partię planów. Ale jest protegowanym potężnego wuja Kim Dzong Una, prawdziwego przywódcy Korei Północnej, szefa armii Dżang Song-Thaeka, a zwłaszcza równie wpływowej ciotki Kima. Ruch ten postrzegany jest jako próba wzmocnienia władzy klanu rodzinnego Kimów, rządzącego Koreą Północną już od 70 lat.
ŚRODA
No cóż: jak ktoś na złość babci chce odmrozić sobie uszy, to nic go nie powstrzyma. Korea PN zamknęła właśnie przejście do Kaesong, południowokoreańskiej enklawy przemysłowej na swoim terytorium. Obok leży drugie, co do wielkości, 300-tysięczne miasto Korei PN.
To praktycznie jedyne źródło dewiz dla reżimu i jednocześnie źródło utrzymania dla 50 tysięcy rodzin z wygłodzonej Północy, więc zamknięcie Kaesong w niewielkim stopniu zaszkodzi Południu, a za to mocno uderzy w Północ.
Że Kim Dzong Un nie wpuszcza pracowników PD koreańskich do Kaesong, to pół biedy, gorzej, że może nie chcieć wypuszczać tych, którzy już tam przebywają, a jest ich 861.
Seul jest tym faktem zaalarmowany. Jak niedawno powiedział PD koreański MO Kim Kwan-Dżin, Południe rozważa wszystkie opcje, włącznie z wojskową, by zagwarantować bezpieczeństwo swoich obywateli, przebywających na Północy. Tymczasem agencja Jonghap pisze, że zablokowanym w Kaeson Koreańczykom z Południa może wkrótce zabraknąć jedzenia, którego na Północy najzwyczajniej brak.
Co na to Stany Zjednoczone? Przyjmując Yun Byiunga Se, ministra Spraw Zagranicznych Seulu, amerykański sekretarz stanu John Kerry zapewnił, że „USA będą bronić swego południowokoreańskiego sojusznika przed Koreą Północną”.
Kerry potępił jako prowokacyjną i niebezpieczną retorykę Phenianu i wezwał tamtejsze władze do negocjacji w sprawie programu nuklearnego. „Stany Zjednoczone nie pozwolą, by Północna Korea dysponowała bronią nuklearną” – powiedział.
Dla wzmocnienia efektu swoich słów, Kerry i Hagel skierowali na wody Morza Wschodniochińskiego drugi okręt wojenny z systemem antyrakietowym Aegis.
CZWARTEK
Wypowiadamy zawieszenie broni. Ogłaszamy stan wojny, mobilizujemy wojska rakietowe, wojskom rakietowym wydano już ostateczny rozkaz dokonania ataku nuklearnego na Stany Zjednoczone… Czym może jeszcze postraszyć Korea Północna? Wydaje się, że walczy rozpaczliwie o to, by ktoś zechciał ją potraktować poważnie, że zechce z nią pertraktować, że zechce ja znów dofinansować, ale szanse, że ktoś potraktuje poważnie ten operetkowy reżim są niewielkie. Proszę w każdym razie napatrzeć się na Kim Dzong Una i jego klikę: być może są to już jedne z ostatnich fotek jakie mu zrobiono. Jeśli zdecyduje się spełnić swoje groźby, to raczej długo nie pociągną…
Ale ponieważ reżim, choć operetkowy, posiada broń atomową, no to trzeba się przygotować na każdą ewentualność. Pod 38 równoleżnikiem istnieje ok. 70 tuneli, niektóre bardzo głębokie, niektóre tak szerokie, że mogą się w nich zmieścić czołgi. Korea PD przyznaje, że nie ma pewności, czy wie o wszystkich. W 1950 r., podczas inwazji, 20 tysięcy żołnierzy północnokoreańskich wyszło takim tunelem z kanałów w samym środku Seulu. A jeśli teraz, w którymś z nich, Kim & co. umieścili bombkę atomową (uranową, by rzec dokładniej)? Np. pod 11-milionowym Seulem? Albo, jeszcze lepiej: nie jedną, ale dwie, albo trzy? W Seulu i okolicy mieszka wszak prawie połowa ludności Korei Południowej…
Bo, jeśli chodzi o rakiety, to te średniego zasięgu, głównie te, oparte jeszcze na technologii V2 von Brauna, to te nie będą w stanie przenieść głowicy nuklearnej. Mogłyby tylko Taepodong 1 i 2, ale Pjongjang nie ma jeszcze technologii, zdolnej spuścić Taepodong z kosmosu na ziemię z jaką-taką precyzją… Więc jeśli użyją bomby, to w pobliżu swoich granic…
Bomba, choć prymitywna, choć uranowa, kiedy wybuchnie, może narobić nieobliczalnych szkód. Dlatego amerykański sekretarz obrony Chuck Hagel nakazał ściągnąć w okolice okręty z systemami antyrakietowymi Aegis i ustawić zestrzeliwacze rakiet systemu THAAD na wyspie Guam.
Chiny i Rosja mówią o sytuacji wybuchowej i apelują do stron konfliktu o umiarkowanie. Tak, jakby był jakiś konflikt i jakby były jakieś strony. Jest tylko kompletnie pokręcony, paranoiczny i nieobliczalny reżim w Phenianie. I w wielu światowych stolicach można odnotować oznaki zagniewania i zniecierpliwienia: „zróbmy z tym wreszcie porządek, bo egzotyka egzotyką, ale wszystko ma swoje granice” – mówi się nieoficjalnie w gabinetach rządowych i w mediach.
Chwilowo jednak Korea PN zezwoliła 861 pracownikom i menedżerom z Południa, na opuszczenie Południowokoreańskiej enklawy przemysłowej w Kaesong. Na powrót do domów zdecydowało się jednak tylko36 osób, co oznacza, że fabryki w nie przerwały pracy. Powracający twierdzą, że choć widać oznaki napięcia, to jednak im samym nikt nie robił żadnych przykrości.
Phenian zagroził jednak definitywnym zamknięciem fabryk w Kaesong do 10 kwietnia, jeśli Południe nie przestanie obrażać Korei PN.
PIĄTEK
Korea północna przesunęła rakiety średniego zasięgu do swoich wschodnich wybrzeży – poinformował minister Obrony Korei PD Kim Kwan-dżin. Ale jednocześnie minimalizował niebezpieczeństwa z tego wynikające. „Jesteśmy przygotowani na wszystkie okoliczności” – zapewniał. Rzeczywiście – w całym regionie obecne są amerykańskie baterie rakiet przechwytujących, od patriotów do THAAD.
Phenian tymczasem ponowił swoją groźbę ataku nuklearnego na bazy wojskowe Stanów Zjednoczonych na Wschodzie. W nocy ze środy na czwartek sztab generalny armii Korei Płn. wydał komunikat, w którym oświadczył że „ostatecznie zbadano i zatwierdzono” atak na USA, z potencjalnym użyciem broni nuklearnej. Rzecznik sztabu dodał, że wojna „może wybuchnąć dziś lub jutro”. Dziś mamy piątek i wojna jeszcze nie wybuchła.
Wygląda na to, że perspektywą wojny przejmuje się cały świat z wyjątkiem Koreańczyków z Południa. Na granicy między dwoma Koreami niezmiennie pojawiają się turyści, by z daleka obserwować terytorium Korei Północnej. Życie w Seulu i innych miastach toczy się normalnie, nie widać śladów przygotowań do wojny.
Choć jest jeden Koreańczyk, który groźby Phenianu traktuje poważnie. Nazywa się Ban Ki Moon i jest sekretarzem generalnym ONZ. Podczas konferencji prasowej w Madrycie, powiedział:
„Groźby nuklearne to nie jest gra, to bardzo poważna sprawa. Uważam, że Koreańczycy z Północy zaszli w swej retoryce za daleko i jestem zaniepokojony faktem, że wszystkie błędy w ocenie tej sytuacji mogą spowodować kryzys o bardzo poważnych konsekwencjach”.
Otóż to: niech ktoś w okolicy kichnie w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim momencie i cały ten arsenał wyleci w powietrze. Z kilkoma milionami ludzi… Wojna z lat 1950–1953 spowodowała 4 miliony ofiar. Ile spowoduje ta?
Jacek Pałasiński, Studio Opinii.