Dlaczego lepiej nie pytać o mafię mieszkańców Corleone? Jak Sycylijczycy walczą z Cosa Nostra za pomocą makaronu i co jest lepsze: pistolet czy cannoli?

Sycylia ma kilka dobrych rzeczy. Trudno o lepsze pomarańcze, wino, grappę i cannoli. Ale na dźwięk słowa Sycylia, każdy podświadomie i tak zanuci sentymentalną melodię Nino Roty, symbol najsłynniejszego sycylijskiego wynalazku - mafii. Aby ją poznać z bliska trzeba krętą jak zeznanie podatkowe Ojca Chrzestnego drogą dostać się w góry, do miasteczka, które nie ma w sobie nic urzekającego. Oprócz legendy i klimatu.

Testa di cazzo

Wjeżdżając do Corleone trzeba uważać, aby nie pojechać dalej do Prizzi. Aby tego uniknąć wystarczy pamiętać, że góra, pod którą leży miasteczko, ma być po prawej stronie. Ta góra nazywa się Soprano. Po chwili gąszcz wąskich uliczek. Nieopodal posterunku karabinierów jest poczta. W miejscowej książce telefonicznej nazwisko Corleone zajmuje dwie strony. Połowa trzeciej należy do Prizzich, druga połowa do Riino i Soprano. Cała książka ma ich siedem. Kilka kroków dalej duży plac z wysokimi palmami. Serce miasta. Jeżeli ktoś sądzi, że główny plac w Corleone nazywa się Piazza di Al Capone, Cosa Nostra czy coś w tym rodzaju, zawiedzie się. Jego nazwa niektórych drażni: Piazza Giovanni Falcone and Paolo Borsellino (słynni, sędziowie, którzy rozbili sycylijską mafię. Zginęli w zamachu na przedmieściach Palermo w 1992 roku). Pstryczek w nos mafii. Wiele jej zostało w Corleone? 


Kilka lat temu, pewien włoski prawnik zaproponował, żeby przywrócić Corleone jego średniowieczną nazwę - Cuor di Leone (serce lwa). Akcja zbierania podpisów wśród mieszkańców niewiele dała. Ówczesny burmistrz miasta określił ją mianem totalnej bzdury. Ale i tak mit zbudowany przez Mario Puzo i Francisa Forda Coppolę dla większości mieszkańców jest uciążliwy. Najczęściej określają go krótko - testa di cazzo (wrzut na tyłku). 

Większość, czyli młodzi. Starzy to co innego. Dla Corleonesi czasy mafii to ich młodość. Ich życie. Dlatego krzywym okiem patrzą na turystów liczących na uliczną strzelaninę czy zagraniczne pary biorące ślub w kościele Chiesa Madre przy starym rynku (Piazza Garibaldi), które później w pobliskim Central Bar świętują „ślub w mieście mafii”. Tym samym, niewielkim barze, w którym ongiś przesiadywali przy szklance tutejszego Amaro Il Padrino członkowie Cosa Nostra. Dzisiaj, to jedno z ulubionych miejsc Corleonesi, którzy całymi dniami przesiadują w cieniu pobliskiej palmy wpatrując się w uliczny ruch. I jak przed laty, krzywią się na widok intruzów.

Francesca

Paradoksalnie, w zaułku dwa kroki dalej znajduje się Muzeum Mafii. Jedyna oficjalna atrakcja turystyczna związana z mafijna legendą Corleone. Bo w Corleone nie kupicie sobie koszulki z napisem w stylu „I love mafia”, gipsowej figurki Vito Corleone, kompletu ściereczek z podobizną Kay Adams - Corleone czy choćby jednego filmu Francisa Copolii. Zapomnijcie nawet o pocztówce„ Pozdrowienia od mafii” czy kalendarza z mafiosem miesiąca. Tu nikt takich „pamiątek” nie sprzedaje. Co najwyżej możecie zaopatrzyć barek w butelkę miejscowego likieru Don Corleone. Paradoksalnie, z mafijnych pamiątek żyje cała Sycylia, ale nie Corleone. Tu nie ma praktycznie śladu mafii. Nikt na niej nie zarabia. Oprócz muzeum mafii, a właściwie historii walki z Cosa Nostra, które siedem lat temu wspólnie otwierali Kofi Annan i prezydent Włoch Azeglio Ciampi. Francesca, drobna, przepięknej urody Sycylijka (poprawi was, gdy nazwiecie ją Włoszką, podobnie jak większość Sycylijczyków) za 6 euro opowie wam o walce z mafią, pokaże zdjęcia pełne krwi i ludzkich szczątków. To jest mafia, tym mamy się szczycić? – odpowie, gdy zapytacie ją, gdzie w Corleone mieszkał ten czy inny mafioso i dlaczego nie spotkaliście jeszcze żadnego faceta w białej koszuli, czarnych spodniach i strzelbą na ramieniu. A jeżeli to zrozumiecie, zaprowadzi was na drugie piętro do pomieszczenia wypełnionego segregatorami pełnymi dokumentów. To akta słynnego procesu bosów mafii przygotowane przez prokuratorów Giovanni Falcone i Paolo Borsellino. Tak, one są w Corleone, nie w Palermo. Ściany regałów wypełnionych segregatorami. Robi wrażenie. A na koniec zapytajcie ją o Libera Terra a zdobędziecie jej serce. Na moment.

- Po tym, jak bosowie mafii trafili za kraty, ich majątki skonfiskowało państwo. Najwięcej na Sycylii, 3683 różnych nieruchomości. Libera Terra jest rządową organizacją, która nimi zarządza. Zarabiają, tyle, że już nie dla mafii a na walkę z nią – mówi Franceska.

Mamy farta. Za kilka godzin wraca do Palermo, więc po drodze może nam pokazać jedną z nich. Czekając aż zamknie muzeum, wałęsamy się uliczkami Corleone. Jedno co tu pozostało to klimat. Nowocześności niewiele. Stary bruk, stare domy, starzy ludzie. I koscioły. Niektóre zrujnowane i obrośnięte trawą. Po co wiara skoro jest mafia – mawiano tu niegdyś, dlatego wiele kościołów popadło w ruinę. Ale mafia tu jest, to czuć. Na murze ktoś nabazgrał sprejem „La mafia e una merda”. Gdyby jej nie było, po co by bazgrał?

Ranczo mafiosa.

Franceska zna każdy zakręt drogi do Palermo. W każdy weekend odwiedza tam swoich rodziców. Żeby Pandą pokonywać je nie zwalniając trzeba być kozakiem. My za każdym razem zamykamy oczy. Jakby tego było mało, Franceska na drogę wzięła torbę pomarańczy.
W każdej części "Ojca Chrzestnego" po scenach, w których „grają” pomarańcze ktoś ginie, zostaje ranny, zapada na niego wyrok, lub przynajmniej się przewraca. Czas spędzamy, więc radośnie. Po godzinie zatrzymujemy się przed okazałą willą z kamienia otoczonej winnicami nieopodal Monreale, jakieś 10 km od Palermo. Kiedyś posiadłość należała do rodziny Brusca.

W 1993 roku boss mafii, Giovanni Brusca trafił do więzienia a jego majątek został skonfiskowany, w tym również i ta willa. I trafiła w ręce młodych agronomów z Libera Terra, którzy na ziemi byłego mafiosa uprawiają winną latorośl, melony i soczewicę. I oferują nocleg turystom. Zamienić willę mafiosa w gospodarstwo agroturystyczne, czemu nie? Podobny los, na mocy specjalnego dekretu, spotkał w 1996 roku wiele innych posiadłości, jak choćby należących do Bernardo Provenzano czy Salvatore Toto Riiny. Dom Brusca ma 10 sypialni i jadalnię wielkości boiska do koszykówki, zdolną pomieścić 50 gości jednocześnie. Rezydencja wygląda jak dom cygana. Kole oczy przepychem. Za 80 euro można spędzić noc w łóżku z baldachimem samego bosa mafii. Po śniadaniu, goście otrzymują na pożegnanie paczkę tutejszego makaronu, z nietypową etykietką: na tle dwóch dymiących niczym lufy pistoletów paczek makaronu widnieje napis: „Pasta Fights the Mafia”.

Po nocy spędzonej w łóżku z głową konia, warto odwiedzić pobliskie Monreale. Inny klimat. Typowe włoskie miasteczko z panoramą na Palermo. W jednej z wielu knajpek zamówcie cannoli (Kelner poda wam je w serwetce z cytatem z Ojca Chrzestnego, kiedy to Clemenza mówi do Rocco: zostaw pistolet, weź cannoli). Jednak to, co urzeka najbardziej to kompleksu średniowiecznych budowli, którą tworzy XII w. Katedra połączona z pałacem arcybiskupim i klasztorem. Wspaniałe miejsce, aby odreagować mafijne klimaty. Zacienione krużganki, soczysta zieleń palmowego gaju, szelest strumyków i zapach kamienia. Wokół atmosfera kontemplacji i liturgicznych horałów. Czasem przemknie skulony mnich. I nie wierzcie przewodnikom, że było to ulubione miejsce spotkań Cosa Nostry ani zapewnieniom, że już jej nie ma na Sycylii. Ona jest i będzie, bo taka jest ta wyspa, niepokorna i rozczochrana.





 
Top