Niemal każdego dnia, gdy od stepu silniej zawieje, w Muynak czy Nukus robi się na moment ciemno, jak podczas zaćmienia słońca. Po chwili szaro-zielonkawy toksyczny pył spowija wszystko i dociera wszędzie - pod bieliznę, do płuc i oczu, żywności. 

W dawnym ZSRR, Aral, czyli Kara-Kalpakstan określano mianem „zaplecza”, "wysypiska" obszaru zamkniętego dla otoczenia, krainy spisanej na starty. Tu pozbywano się wszelkich śmieci, odpadów, kłopotów, ludzi. Tu grzebano plany pięcioletnie. Gdzieś tu ulokowano kilka tajnych poligonów, na których wciąż dokonuje się testów nuklearnych i kilka gigantycznych wysypisk, na które wywozi się radioaktywne odpady. Świat nawet nie wie, co to Kalpakstan. Nawet stewardessa z Russian Airways którą w Moskwie zapytałem o lot do Muynak, stolicy republiki myślała, że to gdzieś w... Mongolii.

Muynak to miasto portowe. Port pośrodku stepu. Kto pierwszy raz przyjedzie staje jak wryty i nie potrafi zrozumie tego, co widzi. Według mapy, stoi w morzu aralskim, tyle, że wokół step wyschnięty na wiór. Fakt, niegdyś, było tu morze wielkości Australii. Kilkanaście lat później - jezioro nie większe niż pół Polski. Teraz, to już tylko zbiornik wodny wielkości Mazowsza. Za kilkanaście lat pozostanie jedynie step.

Wszystko zaczęło się w latach sześćdziesiątych. Od tego czasu Morze Aralskie kurczy się każdego roku od kilku do kilkuset metrów. Do dzisiaj, jego powierzchnia zmniejszyła się już o 65% zaś liczba wody o prawie 80 procent. Muynak, jeszcze w 1961 roku leżał na wyspie w delcie Amu Darii, będąc największym portem Morza Aralskiego. Dzisiaj wokół miasta rozciąga się jałowa ziemia a do brzegu trzeba jechać stepem prawie 90 kilometrów mijając po drodze rdzawe wraki rybackich trawlerów, holowników czy barek do połowy zanurzone w piachu. Za 5 lat ta droga wydłuży się do ponad 150 kilometrów. A kartografowie nie nadążają z aktualizacją map.



Bawełna, sól i toksyczne chmury

Zaczęło się od Stalina, który postanowił ożywić stepowy bezmiar Uzbekistanu, Kazachstanu, Turkmenistanu i Tadżykistanu uprawami bawełny i ryżu. W 1932 roku zaczęto kopać Kanał Fregana - jedno z najbardziej morderczych i bezsensownych inwestycji epoki stalinizmu. Wkrótce potem arbitralna irygacja sprawiła że od rzek Amu Darja i Syr Darja zaczęto przekopywać kolejne kanały, budować tamy i zbiorniki retencyjne. Coraz więcej wody szło na step a coraz mniej trafiało do morza. Dzisiaj, Amu Darja nawet do niego nie dociera.

Gdy Aral zaczął wysychać, wymyślono żeby wodę dostarczać z Syberii liczącym 2500 km Kanałem Syberyjskim. Jego budowa okazała się jednak zbyt kosztowna i Gorbaczow projekt utrącił. I choć znano już konsekwencje, dalej pompowano wodę na step. Władza miała obsesje na punkcie bawełny - jedynego poza ryżem źródła przychodów z tego regionu i to w twardej walucie, jako że całe zbiory szły na export.

A to dopiero początek! Kanałami irygacyjnymi na pola płynęły tony wody a wraz z nią - soli, która zamiast spływać do morza wsiąkała w glebę i przedostawała się do wód podziemnych. Dlatego dzisiaj nie ma śladu po bawełnie za to wszędzie jest sól. Picie herbaty to prawdziwa męka. Stężenie soli w wodzie jest 3-4 razy większe niż to określane na świecie jako smaczne i zdrowe. Ale sama sól to jeszcze pół biedy.

Komunistyczni agronomi starali się walczyć z nią przy pomocy chemii. Aby użyźniać ziemię, wylewano na uprawy tony fosfatów, nitrogenu, i śmiercionośnego DDT. Efekt? Wielka jałowa pustynia, step skażony chemicznie, niemal pozbawiony fauny i flory, jeżeli nie liczyć tych kępek traw rosnących tu i ówdzie.

Niemal każdego dnia, gdy od stepu silniej zawieje, w Muynak czy Nukus robi się na moment ciemno, jak podczas zaćmienia słońca. Po chwili szaro-zielonkawy toksyczny pył spowija wszystko i dociera wszędzie - pod bieliznę, do płuc i oczu, żywności. Naukowcy amerykańscy, którzy tu kiedyś przyjechali stwierdzili z przerażeniem, że to największe skupisko pyłu i kurzu na świecie. Można by nim zasypać kraj wielkości Holandii. Gdy zbadali jego skład... rzucili wszystko i wyjechali. Więcej nie wrócili.

Gospodarcze Pearl Harbour

Wielkie plany radzieckich ekonomistów okazały się kompletnym niewypałem. Siła jego rażenia okazała się jednak większa niż można by się spodziewać. Rejon Morza Aralskiego to pustynia również ekonomiczna. Niewiarygodne bezrobocie, masowa migracja, drastyczne pogorszenie standardów życia - to tylko jedne z wielu ubocznych skutków "braku wody".

Pierwszą ofiarą komunistycznej gospodarki i kurczenia się Morza Aralskiego padli rybacy. Do 1980 roku rybołówstwo praktycznie przestało istnieć i choć wody jeszcze trochę zostało, to zycia w niej żadnego. Co przeżyje w solance? Po rybakach przyszła kolej na przemysł przetwórczy a po nim na resztę lokalnej gospodarki. Tu nie mówi się o bezrobociu, bo to codzienność, lecz o tych, którym udało się znaleźć jakąkolwiek pracę choćby setki kilometrów stad. Migracja to jeden z efektów katastrofy. Ludzie uciekają, gdy tylko mają dokąd. Rzecz w tym, że wielu nie ma dokąd uciekać. Kryzys gospodarczy widać tu gołym okiem. W Muynak nie rozmienisz pięciodolarowego banknotu nawet w banku a zarabiając 20 dolarów jesteś już klasą średnią. Dzisiaj, katastrofa aralska dotyka już 55 milionów ludzi i to nie tylko w najbliższych republikach lecz w całej Azji Centralnej.

Swiat dowiedział się o rozmiarach katastrofy aralskiej z chwila upadku Związku Radzieckiego. Od czasów Gorbaczowa i Pierestrojki w rejon Morza Aralskiego zaczęło przybywać coraz więcej naukowców i lekarzy. W opinii specjalistów z United Nation, to co tu się dzieje to największa katastrofa ekologiczna w dziejach naszej cywilizacji, której w żaden sposób nie jesteśmy już w stanie powstrzymać lub chociażby spowolnić. Najbardziej wstrząsającym jest jednak los mieszkańców. Jeden z lekarzy wolontariuszy, członek Medecins Sans Frontier, wyznał mi przed wyjazdem, że to co robią to jak opatrywanie rannego którego los jest już przesądzony. Nie ma dla nich żadnej nadziei. Oni tego nie wiedzą, dlatego jeszcze żyją.

Toksyczny pył
Zniszczenie środowiska w żaden sposób nie da się jednak porównać do zniszczeń, jakie katastrofa ekologiczna wyrządziła w ludziach - ich zdrowiu i psychice. Stan zdrowia mieszkańców Muynak jest więcej niż katastrofalny. Toksyczny pył zawierający DDT, wszechobecna sól i niedożywienie sprawiły, że ludzie umierają nawet na grypę, bo ich organizmy tracą odporność na infekcje, wirusy i bakterie. 70 proc. mieszkańców cierpi na poważne choroby. Cholera, tyfus, rak krwi, gruźlica nie należą tu do rzadkości. Niemal wszyscy mają problemy z oddychaniem, Bardzo wielu cierpi na astmę i bronchit.

Anemia jest na porządku dziennym. Nic dziwnego - tutejsza całodzienna dieta to kromka chleba i herbata. To dla większości to jedyny posiłek w ciągu dnia. Mleko, mięso, warzywa to rarytasy niczym z Pewexu. Gdy tutejszy lekarz powiedział mi, że jedno na dziesięć noworodków rodzi się martwe a 30 proc. przychodzi na świat z poważnymi wadami zdrowia nie mogłem uwierzyć. Ale gdy potwierdził to jeden z napotkanych pod Muynak lekarzy z MSF dodając, że 90 proc. ciężarnych kobiet cierpi na anemię, musiałem uwierzyć. I pomyśleć tylko, że te wyczerpane kobiety są potomkami słynnych Amazonek - walecznych kobiet-wojowników, z którymi nawet potężny Aleksander Wielki nie mógł sobie poradzić.

Jednak prawdziwe żniwo zbiera w Kalakalpakstanie gruźlica. Średnio 170 osób na 100 000 mieszkańców umiera. 50 przypadków gdziekolwiek indziej na świecie uważane jest już za epidemię.



 
Top