Pri­mum vivere, deinde phi­lo­so­phari.

Roz­wa­ża­nia o oso­bo­wo­ści Bre­ivika i jemu podob­nych misyj­nych mor­der­ców – MM – inte­re­sują mnie tylko o tyle o ile są przy­datne celem zabez­pie­cze­nia się przed nimi. Mło­do­ciany nar­ko­man nadaje się na obiekt reso­cja­li­za­cji, ale czło­wiek ogar­nięty potrzebą misji tak prze­możną, że wyma­ga­jącą zabi­ja­nia, musi być trwale pozba­wiony moż­li­wo­ści zabi­ja­nia i uka­rany naj­su­ro­wiej, jak dopusz­czają prze­pisy karne, któ­rym pod­lega.
Zabez­pie­cza­nie się przed takim jest trudne, ale moż­liwe. W stop­niu ogra­ni­czo­nym, lecz war­tym pod­ję­cia, skoro od tego zależy czy­jeś życie. A trud­ność polega na tym, że szu­kać trzeba nie­omal wszę­dzie. Al Kaida, tali­ban czy orga­ni­za­cja podobna, to na tym tle łatwi­zna. Wia­domo gdzie są, jak dzia­łają, jak pozy­skać w nich, lub wpro­wa­dzić do nich agen­tów. Inter­net, z kolei, sta­nowi narzę­dzie misyj­nych mor­der­ców, ale też daje poli­cjom moż­li­wość wglądu i choćby wyryw­ko­wego wyłu­ski­wa­nia kan­dy­da­tów na MM.

Po Nor­we­gii uwaga jest skie­ro­wana na to, co się nazywa rady­kalną, czy eks­tre­mi­styczną pra­wicą. Na szo­wi­nizm i kse­no­fo­bię, fun­da­men­ta­lizm, tym razem chrze­ści­jań­ski. Lecz nie wolno zapo­mi­nać o lewi­co­wym, czy jak kto chce, lewac­kim ter­ro­ry­zmie. Frak­cja Armii Czer­wo­nej w Niem­czech, Czer­wone Bry­gady i Pierw­sza Linia we Wło­szech. W Gre­cji od czasu do czasu mor­dują anar­chi­ści i jakaś odmiana komunistów.


A w ogóle poję­cia prawica-lewica w kla­sycz­nym euro­pej­skim zasto­so­wa­niu, gdzie pra­wicą są cha­decy czy kon­ser­wa­ty­ści a lewicą socjal­de­mo­kraci nie bar­dzo tutaj pasuje. Byleby kogoś zamor­do­wać, a idea się znaj­dzie. W Sta­nach ”obrońcy życia” mor­dują leka­rzy doko­nu­ją­cych abor­cji. Po prze­moc się­gają nie­kiedy fana­tyczni obrońcy zwie­rząt, czy eks­tre­mi­styczni zieloni.


I nie jest to żadna spe­cy­fika naszych cza­sów. Mor­do­wano w imię idei w ciągu całej, zna­nej nam histo­rii. Przy czym idee spla­tały się z inte­re­sami, ale to już jest łatwiej­sze do wytro­pie­nia. Nie­bez­piecz­nie się robi, kiedy mor­der­cze poczu­cie misji prze­ra­sta skalę stricte poli­cyj­nych zabie­gów i staje się pro­ble­mem poli­tycz­nym. Z lat odle­głego dzie­ciń­stwa, z powo­jen­nego okresu, zapa­mię­ta­łem fraszkę, nie pamię­ta­jąc, kto ją napi­sał i gdzie ją wyczytałem:


”Jeśliś zabił jed­nego czło­wieka

I cię zła­pią – stra­cona per­sona,
Jeśliś zabił miliony, to pocze­kaj,
Bo opi­nia będzie podzielona”

Kuba Roz­pru­wacz, który miał misję mor­do­wa­nia grzesz­nic, lon­dyń­skich pro­sty­tu­tek, nie ma nigdzie dobrej opi­nii i nie będzie miał, nawet jeśli kie­dyś się ustali, że to był czło­nek Izby Lor­dów i kawa­ler Orderu Pod­wiązki, przyj­mo­wany na dwo­rze kró­lo­wej Wik­to­rii. Ale taki Robe­spierre – dziś aku­rat, kiedy to piszę, 28 lipca, mija rocz­nica jego ścię­cia w 1794 roku – Lenin, Hitler, Pol Pot mieli i mają swo­ich admi­ra­to­rów. (Sta­lina i Mao tu nie zali­czam, bo sądzę, że dla nich aku­rat, zabi­ja­nie nie było dla nich żadną ideą, lecz sta­ran­nie skal­ku­lo­wa­nym interesem)


Wyobraźmy sobie, że Hitler i Bre­ivik zamie­niają się swo­imi miej­scami w histo­rii. Wydaje się, ze nor­we­ski eks­tre­mi­sta, będąc nieco bar­dziej wyga­da­nym, mógłby stwo­rzyć masowy ruch i zdo­być popar­cie umoż­li­wia­jące mu doj­ście do wła­dzy, w kraju, prze­ży­wa­ją­cym prze­graną wojnę i ude­rzo­nym przez wielki kry­zys eko­no­miczny. Nato­miast Hitler, żoł­nierz z doświad­cze­niem fron­to­wym, mógłby poza­bi­jać ludzi, ale w spo­koj­nej, boga­tej i zado­wo­lo­nej z sie­bie Nor­we­gii nie zdo­byłby zwo­len­ni­ków, ani szans na zdo­by­cie wła­dzy. Zarówno cha­ry­zma­tyczni mężo­wie stanu, obrońcy i wyzwo­li­ciele jak i poten­cjalni zło­czyńcy na wielka skalę muszą tra­fić na swój czas i na swoje miej­sce. Musi być na nich zapo­trze­bo­wa­nie, aby się mogli wyka­zać. Ostatni tacy prze­ja­wili się w Euro­pie w latach dzie­więć­dzie­sią­tych i ostatni z nich wła­śnie powę­dro­wał do Try­bu­nału w Hadze.


We współ­cze­snej Euro­pie ter­ro­ryzm poli­tyczny, pra­wi­cowy, lewi­cowy, muzuł­mań­ski, eko­lo­giczny i wszelki inny, groźny jest, bo zabija. Lecz nie wydaje się moż­liwe, by ruchy, dla któ­rych zabi­ja­nie jest ideą, były w sta­nie zdo­mi­no­wać życie spo­łeczne i poli­tyczne, stać się jed­nym z real­nych pre­ten­den­tów do wła­dzy. Oczy­wi­ście, z nie­śmier­tel­nym zastrze­że­niem; o ile się nie wyda­rzy nic, czego teraz nie jeste­śmy w sta­nie przewidzieć.


Kwe­stia muzuł­mań­skiej imi­gra­cji, która bywa – powta­rzam; BYWA! – źró­dłem ter­roru i pro­wo­kuje nie­kiedy – powta­rzam; NIEKIEDY! – ter­ror rodzi­mych szo­wi­ni­stów nie znaj­duje, jak na razie, dobrego pomy­słu na roz­wią­za­nie. Jest to ele­ment pro­cesu cywi­li­za­cyj­nego, a te nie bar­dzo pod­dają się inży­nie­rii spo­łecz­nej. Jak dotąd nasza cywi­li­za­cja dawała sobie radę ze strasz­li­wymi nie­kiedy pro­ble­mami – wielka wojna bia­łych ludzi; dwie świa­towe w ubie­głym wieku i wiele, wiele innych uprzed­nio – pła­cąc za to strasz­liwa cenę. Może uda się pro­blem tej imi­gra­cji roz­wią­zać nie tak wiel­kim kosz­tem. Gdy­bym wie­dział jak, pro­sił­bym już o Poko­jową Nagrodę Nobla.


Tu parę uwag o poli­cyj­nej stro­nie pro­blemu, bo ta – jak powie­dzia­łem wyżej – jest w naszych moż­li­wo­ściach.

Owszem, latam, ale z coraz więk­szą nie­chę­cią i nie z powodu mało praw­do­po­dob­nej kata­strofy, lecz z powodu nie­uchron­nej kon­troli bez­pie­czeń­stwa. Zwłasz­cza od kiedy w Gre­no­ble wylano mi koniak Meu­kow, nie­opatrz­nie podany degu­sta­cji przez szyję i wsa­dzony do torby pod­ręcz­nej. Kiedy jed­nak już się usa­dzę w kabi­nie, to żad­nego nie­po­koju nie budzi wemknie młody czło­wiek o bli­skow­schod­nim wyglą­dzie, bo wiem, że został tak samo obszu­kany jak ja. A to był oczy­wi­sty i dosyć nie­uprzejmy akt bez­pie­czeń­stwa. Dobre służby bez­pie­czeń­stwa dzia­łają tak, ze spo­kojny oby­wa­tel nigdy nie dowie się czy jest inwi­gi­lo­wany czy nie, ale zło­czyńca; aktywny czy poten­cjalny ma wie­dzieć, że wła­dza może nań mieć oko i ucho i być może je ma.

Nie ma co ukry­wać, że odbywa się to kosz­tem naszych swo­bód. Byle umiarkowanym… 


Ernest Skal­ski, Studio Opinii

 
Top